Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/49

Ta strona została przepisana.

zabudowań zwróconą była ku miastu. Ta jaśniała potokiem świateł. Od strony ogrodu, wśród ciemności, rysowała się poważnie druga część gmachu, o wiele starsza, teraz ciemna i milcząca. W kilku oknach zaledwie, tu i owdzie, na różnych piętrach, błyszczały blade, spokojne światełka. W jednym rogu wysoka, kwadratowa wieża strzelała w niebo coraz węższemi piętrami, niby olbrzymi teleskop, a na niej zatknięty sztandar książęcy panował nad wszystkiem.
Ogród tchnął wonią fijołków i chłodem, jasne ścieżki wyraźnie odznaczały się wśród trawników przy blasku gwiazd migotliwych, ciemne kontury klombów, drzew i krzewów fantastycznie rysowały się na tle nocy.
Książę zbiegł szybko po szerokich schodach marmurowych, jakby chciał uciec przed własną swą myślą. Przed tym wrogiem jednakże niema na świecie schronienia. Dźwięk muzyki halowej uderzył go nagle: w pałacu tańczono. Były to oderwane, słabe tony w tem oddaleniu, lecz potrąciły drgającą w nim jeszcze strunę pamięci: w niejasnej melodyi słyszał piosnkę uliczną, szyderczą, wesołą, która powtarzała imię jego żony...
I czarna noc rozpaczy spadła na książęcą duszę. Oto chwile powrotu: żona tańczy w otoczeniu... dworu... mąż płata figla lokajowi... a tymczasem poddani bawią się ich kosztem, układają o nich anegdoty.
Takim człowiekiem, mężem, księciem panującym jest Otton!..
I zaczął biedz znowu.
O kilka stopni niżej zatrzymany został przez placówkę, — nieco dalej przez drugą, — na moście koło sadzawki po raz trzeci zaczepił go oficer, prowadzący patrol. Podobna czujność nieznaną była w Grunewaldzie, ale nie obudziła ciekawości księcia. Gniewała go jedynie.
Odźwierny przy drzwiach prywatnych otworzył mu i cofnął się nagle z przestrachem na widok zmienionej