Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/53

Ta strona została przepisana.

kapłan wiedzy, raz tylko w życiu zazdrościł książęcemu swemu kuzynowi: było to w dniu jego małżeństwa. Tronu i władzy nie zazdrościł mu nigdy.
Czytanie nie należało na grunewaldzkim dworze do wybranych i ulubionych przyjemności, to też piękna, słoneczna sala, pełna książek, cennych rzeźb i dzieł sztuki, była w rzeczywistości prywatnym gabinetem pracy uczonego doktora.
Tej środy jednak zaledwie rozpoczął zwykłe zajęcie, zasiadłszy przy biurku, drzwi otworzyły się niespodziewanie, i książę Otton wszedł do biblioteki. Gotthold skierował na niego spojrzenie, zdziwione nieco, i śledził uważnie zbliżającą się postać, którą każde okno oblewało kolejno ciepłym potokiem światła. Otton wyglądał dzisiaj tak wesoło, szedł tak swobodnie, strojny, ogolony, ufryzowany, modny, elegancki, że w sercu pracowitego pustelnika odezwał się przeciw niemu głos niechęci.
— Dzień dobry, Gottholdzie — uprzejmie rzekł książę, siadając na blizkiem krześle.
— Dzień dobry ci, Ottonie. Wcześnie dzisiaj wstałeś. Przypadkiem, czy zamierzasz rozpocząć reformę?
— Czas byłby, zdaje mi się — odpowiedział książę.
— Zdaje ci się — powtórzył z ironią uczony. — Mnie nigdy się nie zdaje, nie mam złudzeń; na kaznodzieję jestem za sceptyczny, a w dobre postanowienia wierzyłem, będąc młodszym. Piękne to barwy, które tworzą jasną tęczę nadziei, ale ja nie widziałem ich już dawno.
— W gruncie rzeczy — rzekł Otton — nie mogę się nazwać monarchą popularnym?
Mówił to w zamyśleniu, jak gdyby do siebie, lecz akcent pytający nadawał odmienne znaczenie tym wyrazom.
— Popularnym? Hm, nad tem możnaby pomyśleć, rozgatunkować, że tak powiem, to pojęcie — zaczął uczony, opierając się na swojem krześle i uważnie łącząc z sobą końce palców. — Popularność bywa bardzo rozmaitą; jest np.