Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/58

Ta strona została przepisana.

Zawahał się, wymawiając imię żony. Gotthold odwrócił głowę. Książę to spostrzegł i podniósł głos znowu:
— I cóż zrobili? I do czegóż doszło? Podatki, armia, nowe uzbrojenia, kraj wygląda jak pudełko ołowianych żołnierzy. Ludność zrażona do całej tej szopki, oburzona uciskiem, niesprawiedliwością... gorzej nawet, słyszałem, że mówią o wojnie... O wojnie w tej filiżance czekolady! Wstyd i błazeństwo! A kto — gdy przyjdzie chwila ostateczna, rewolucya z jej szaleństwami — kto wtedy przyjmie winę, potępienie? kto będzie odpowiadał przed ludźmi i Bogiem? kto? Ja — słomiany książę!
— Sądziłem dotychczas, że gardzisz opinią — zauważył Gotthold spokojnie.
— Gardziłem nią, — posępnie odpowiedział Otton — ale to już minęło. Starzeję się. A zresztą, chodzi tu o Serafinę. Znienawidzono ją w kraju, który pozwoliłem jej zrujnować. Tak jest: dałem jej kosztowną zabawkę, a ona ją — zniszczyła. Oto przykładny książę i wzorowa księżna! A dzisiaj — dziś ja nie wiem, czy jej życiu nie grozi niebezpieczeństwo, ja, który ją tu przywiozłem! Czy możesz odpowiedzieć mi, Gottholdzie?
— Ponieważ zapytujesz mię poważnie, — odparł bibliotekarz po namyśle — odpowiem krótko i jasno: za dzisiaj ręczę, za jutro nie mogę. Pod złym jest wpływem, złego ma doradcę.
— Złego doradcę... kogóż? Gondremarka, któremu mi radziłeś pozostawić sprawy kraju! — zawołał książę. — Piękna twoja rada! Godna mego systemu panowania w przeciągu lat ostatnich. I oto dokądeśmy doszli! Złego ma doradcę! O, gdyby to tylko! Po cóż będziemy krążyli koło głównej kwestyi? Wiesz co to potwarz?
Gotthold z zaciśniętemi ustami w milczeniu schylił głowę.