Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/61

Ta strona została przepisana.

— Cóż tu słychać od czasu mojego wyjazdu? — pytał, siadając, Otton.
— Zwykły bieg spraw państwowych, znany Waszej Książęcej Mości. Drobiazgi, które w razie zaniedbania, mogłyby przybrać rozmiary poważne, lecz załatwione, usunięte w swoim czasie, pozostają szczegółami bez znaczenia. Rozkazy Waszej Książęcej Mości spełniane są z gorliwością i posłuszeństwem nieograniczonem.
— Z posłuszeństwem, panie kanclerzu? — spytał Otton tonem zdziwienia. — Kiedyż to miałeś pan zaszczyt odebrać ode mnie najdrobniejszy rozkaz? Powiedz pan, iż zastąpiono mię tu z gorliwością nieograniczoną. Ale à propos szczegółów, chciałbym je poznać trochę.
— Zwykła rutyna rządu, — zaczął Greisengesang szybko, drżącym nieco głosem — rutyna rządu, od której Wasza Książęca Mość tak rozsądnie potrafiłeś się uwolnić.
— Dajmy pokój grzecznościom; proszę o szczegóły, panie kanclerzu.
— Zwykła rutyna rządu, którą wypełniamy... systematycznie — odparł urzędnik, widocznie coraz bardziej zmieszany.
— Rzecz dziwna, mości kanclerzu! — zawołał książę niecierpliwie — dlaczego unikasz prostej odpowiedzi na moje zapytanie? Mógłbym przypuszczać, że się coś pod tem ukrywa. Pytam wyraźnie: czy wszystko spokojnie? czy nic nie zaszło? Proszę mi jasno odpowiedzieć.
— O, zupełnie spokojnie, zupełnie spokojnie! — zapewniał, trzęsąc się, stary obłudnik, świadcząc o kłamstwie każdym muskułem swej twarzy.
— Notuję te wyrazy, panie kanclerzu, — rzekł książę — proszę pamiętać o tem. Zapewniasz mię w tej chwili, swojego monarchę, że od czasu mego wyjazdu nic tu nie zaszło takiego, o czem miałbyś obowiązek mię uwiadomić.