Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/65

Ta strona została przepisana.

niezależnego, obcego podróżnika, pracę może jego życia, otworzyć ją, czytać... Myśleć o tem nie mogę! Więc na cóż mamy książki? Zapewne, cennem bardzo jest zdanie doktora Gottholda, lecz ile mi wiadomo, nie mamy jeszcze w Grunewaldzie „index expurgatorius?” Rzeczywiście, już tylko tego nam brakuje, żeby się stać zupełnem pośmiewiskiem świata!
Mówiąc to, książę zwolna rozwijał i prostował odebrane od ministra papiery; nakoniec spojrzenie jego zatrzymało się uważnie na tytule, bardzo starannie wypisanym czerwonym atramentem:

PAMIĘTNIKI

pobytu na różnych dworach Europy
przez

baroneta sir Johna Crabtree.

Na następnej stronicy znajdowała się lista rozdziałów; tytuł każdego stanowiła nazwa państwa, którego opis zawierał. Jeden z ostatnich był poświęcony Grunewaldowi.
— Aha! „Dwór w Grunewaldzie” — przeczytał książę głośno. — To musi być zabawne.
Obudziła się w nim ciekawość.
— Ma chłop metodę, — zauważył Gotthold — ten baronet angielski; każdy rozdział pisze i kończy na miejscu. Kupię zaraz jego pracę, skoro się tylko ukaże.
Otton się wahał, patrząc na otwarty rękopis.
— Ciekawe byłoby jednak rzucić okiem na ten rozdział — zauważył.
Gotthold się zarumienił, zwolna odwrócił głowę i zaczął wyglądać oknem. Książę zrozumiał jego niemy wyrzut, lecz nie miał siły oprzeć się własnej słabości.
— Doprawdy, — rzekł, śmiejąc się wymuszonym śmiechem — zdaje mi się, że mogę rzucić okiem na ten rozdział.
I uśmiechając się, usiadł na krześle, a rękopis rozłożył przed sobą na stole.