Strona:Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu/132

Ta strona została przepisana.

waszmości (które, przyznam się szczerze, wypadło mi z głowy), ponieważ zaś nadarzyła się sposobność, piszę te słowa, by powiadomić waćpana o tutejszych nowinach.
Jmć dziedzic Ballantrae (w on czas gdyśmy o nim wiedli ostatni raz rozmowę) otrzymywał — jak podobnoć aści wspomniałem — nader wysoką pensję z funduszu szkockiego. Zrazu zwierzono mu dowództwo nad kompanją, niebawem zaś awansował na dowódcę pułku. Nie ofiarujęć ja się, cny panie, wyjaśniać, czemu tak się stało, ani też czemu mnie, com jeździł po prawicy książąt, zatkano gębę dwiema chorągwiami jazdy i kazano gnić w zapadłym zakątku jakiejś prowincji. Jakkolwiekbym był nawykły do dworów, przecie z jednego sobie sprawę zdać muszę, że nie jest-ci to atmosfera dla prostego żołnierza, i nigdy nie spodziewam się podobnemi środkami zdobyć sobie awansu, nawet gdybym w onym względzie umiał iść w paragon. Natomiast nasz przyjaciel ma szczególną łatwość zdobywania sukcesów za pośrednictwem białogłów, a jeśli jest prawdą, com słyszał, to zażywał on wysokiej nawet protekcji. To właśnie, jako mi się widzi, obróciło się wkońcu przeciwko niemu, bo gdy danem mi było dłoń jego uścisnąć, był co tylko uwolnion z więzienia Bastylji, gdzie go wtrącono sekretnym wyrokiem królewskim. Teraz, choć przebywa na wolności, utracił oboje: pułk swój i swoją pensję. Wiem, że człek tak zacny i uczciwy jak