Strona:Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu/133

Ta strona została przepisana.

waszmość łatwo na to przystanie, iż żołnierska wierność irlandzkiego szaraczka prędzej czy później nawet bez sztuczek fortelnych wyjedna mi powodzenie.
Otóż trzeba wiedzieć waszmości, że jmć dziedzic Ballantrae jest nietylko mym przyjacielem, ale i człowiekiem podziwianym przeze mnie bezgranicznie za swój genjusz i obrotność. W każdym razie sądzę, że nie będzie źle przyjętem napomknienie o nagłym przewrocie w jego fortunie, albowiem wedle mego mniemania człek ten znalazł się w położeniu wręcz rozpaczliwem. Przy spotkaniu ze mną, wspominał o zamierzonym wyjeździe do Indyj (dokąd, sam spodziewam się podążyć jako towarzysz mego słynnego ziomka, jmćpana Lally‘ego); do tejże jednak wyprawy (jako rozumiem) potrzeba mu będzie większej sumy pieniężnej niż ta, jaką rozporządza w tej chwili. Może waćpanu zdarzyło się słyszeć żołnierskie przysłowie: iż dobrą jest rzeczą zbudować złoty most w stronę uciekającego nieprzyjaciela? Wierzę, iż waćpan zrozumiesz myśl moją. Kreślę się z należnym szacunkiem dla jmćpana lorda na Durrisdeerze, dla jmmpana jego syna i dla nadobnej jejmości pani Durie, zostając Waszej Miłości powolnym i uniżonym sługą

Franciszek Burke.