Strona:Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu/173

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ V
Co się zdarzyło w noc 27 lutego 1757

Wieczorem po wspomnianej powyżej rozmowie pan dziedzic wydalił się kędyś z domu; nie było go w domu i przez większą część dnia następnego, fatalnego dnia 27 lutego. Dokąd się udał i co porabiał, o to nie dowiadywaliśmy się, aż w dniu następnym. Gdybyśmy się byli tem zaciekawili i gdyby się udało nam jakimś przypadkiem dociec tajemnicy, wszystkoby napewno poszło innym torem. Ale ponieważ wszystko, cośmy czynili, było wynikiem naszej nieświadomości i powinno być oceniane tą miarą, przeto opowiem te przejścia tak jak one się nam przedstawiały w chwili swego rozpoczęcia, a wszystko to, co później odkryłem, zachowam do czasu onego odkrycia. Albowiem doszedłem teraz do jednej z najciemniejszych kart mej opowieści i chcę obudzić w czytelniku współczucie i wyrozumiałość dla mego chlebodawcy.
Przez cały ów dzień 27 lutego pogoda była równie przykra jak w dniu poprzednim. Mróz był siarczysty; z ust przechodniów biła para, jak dym z kominów; wielki piec w świetlicy za-