Strona:Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu/213

Ta strona została przepisana.

sobność taka nadarzała mi się kilkakrotnie — atoli zawsze wtedy jakoś mi się język przyklejał do podniebienia... I pewnobym po dziś dzień chodził z tą teczką pod pachą, gdyby szczęśliwy przypadek nie uwolnił mnie od tego wahania. Było to w nocy, gdym nie zdziaławszy niczego, po raz niewiedzieć który opuszczał komnatę, zrozpaczony już do reszty moją tchórzliwością.
— Cóż to waszmość nosisz wciąż z sobą, panie Mackellar? — zapytała mnie jejmość pani. Od kilku dni widzę waćpana wchodzącego i wychodzącego zawsze z tą samą teką pod pachą.
Wróciłem parę kroków, nie mówiąc ni słowa, położyłem papiery przed nią na stole i ostawiłem ją samą przy tej lekturze. Chcę dać czytelnikowi niejakie pojęcie o tem, co tam się zawierało, przeto najlepiej będzie, gdy tu przytoczę własny mój list, który leżał na samym wierzchu pakunku i z którego (chwalebnym obyczajem) zachowałem bruljon. Z tego też ujawni się skromność udziału mego w tych sprawach — rzeczy, którą niektórzy podawali bezwzględnie w wątpliwość.

„Durrisdeer 1757
Jaśnie Wielmożna W. M. Pani Dobrodziejko

Mniemam, iż nie ruszyłbym się z miejsca krokiem, gdyby nie nadarzyła się po temu odpowiednia okazja; atoli widzę, jak wiele