Strona:Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu/218

Ta strona została przepisana.

naszego domu stać będą dlań otworem; wszak on jest tu prawowitym dziedzicem! Jeżeli będziemy się starali wyforować go stąd, wszystko skupi się na biednym Henryku i znów będą zmuszona patrzeć, jak za nim rzucają kamieniami po ulicach. Ach, jeśliby Henryk zmarł, to inna sprawa! Ponieważ prawo sukcesji zostało przez nich zerwane za obopólną zgodą, przeto majątek przejdzie na moją córkę, a wtedy moją rzeczą będzie dopilnować, by nikt niepowołany niestanął na nim nogą. Ale jeśli Henryk żyć będzie, a człowiek ten powróci, to niestety, biedny panie Mackellar, będziemy cierpieć... ale tym razem już pospołu!
Biorąc rzecz naogół, byłem rad takiemu postawieniu sprawy przez panią Henrykową, nie mogłem nawet zaprzeczyć, że była pewna siła zniewalająca w tem wszystkiem, co mówiła o papierach.
— Nie rozprawiajmy już o tem, — przemówiełm. — Mogę tylko tego żałować, że powierzyłem kobiecie oryginały dokumentów, co w najlepszym razie było nieprzezornym postępkiem. Com, zaś powiadał o porzuceniu sułżby, to mi się tylko, ot, wymknęło z języka, przeto racz mościwa pani umysł swój uspokoić. Związany jestem z Dorrisdeerem, jakobym tu sie był urodził.
Sprawiedliwość każe mi zaznaczyć, że słowa moje, rzekłbyś, przyniosły jej zupełną ulgę. W tym to dniu stanęliśmy — i odtąd stać mie-