Strona:Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu/347

Ta strona została przepisana.

że wspomniane pisemka ulotne odegrały w tym przewrocie pewną rolę. Czytałem przeto wszystkie, jakie zdołałem odnaleźć — wszelako były to same rzeczy błahe, niedorzeczne, utrzymane w tonie błazeńskim, jakim tchną zazwyczaj pisemka dyktowane partyjną zajadłością; nie mogłem w nich nadybać nic takiego, coby mogło obrazić choćby wysokiego męża stanu, a przecie mój pan był niemal-że obojętny dla spraw publicznych.

W istocie zaś owo pisemko, które było źródłem całej przygody, spoczywało przez cały czas na piersi mego pana. Tam je nakoniec znalazłem już po jego śmierci, w głębinach północnej puszczy... W takiem to miejscu, w takich złowrogich okolicznościach danem mi było poraz pierwszy odczytać to bezecne, kłamliwe banialuki jakiegoś wigowskiego pismaka, piorunującego przeciwko pobłażliwości władz względem Jakobitów[1]: „Drugi osławiony rokoszanin, dziedzic B....e, ma odzyskać dawny swój tytuł“ — brzmiał jeden ustęp. „Sprawa to dawno ukartowana, skoro człek ten pełnił różnemi czasy wielce niezaszczytną służbę w Szkocji i we Francji. Brat jego, l...d D....r, jak wiadomo, nie lepszy jest odeń w swych dążnościach i sympatjach, a domniemany jego następca, który powinien być teraz odsunięty od dziedzictwa,

  1. Jakobitami nazywano zwolenników dynastji Stuartów, wigami zaś ich przeciwników.