Strona:Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu/42

Ta strona została przepisana.

przyjdzie jej z pańskich pieniędzy? Ona nie zna, co trzeźwość i oszczędność... a co się tyczy wdzięczności, to prędzejby ktoś mleko wycisnął z kamienia, niż od niej dobre słowo! Przeto jeżeli waszmość powściągniesz swą szczodrobliwość, w świecie nic się nie zmieni, wyjąwszy to, że nogi pańskich posłańców nie będą na szwank wystawione.
Pan Henryk uśmiechnął się, ale po chwili odrzekł z wielką powagą:
— Bardzo mi przykro, żeś waćpan wrócił z raną na nodze...
— Racz waszmość i to wziąć pod uwagę — mówiłem dalej — że radę tę daję po dłuższym namyśle; wszelakoż na początku serce moje miało wiele współczucia dla tej kobiety.
— A jakże, jakże! odrzekł pan Henryk. — Zresztą niech i to aści niech będzie wiadomem, że jam znał ją niegdyś nader porządną dziewczyną. Pozatem mam ten zwyczaj, że choć mówię mało o mej rodzinie, jej cześć i dobre imię bardzo mi leżą na sercu.
Na tem urwała się rozmowa, pierwsza, jakąśmy z sobą wiedli w takiej poufałości. Tego samego wszakże dnia, pod wieczór, przekonałem się niezbicie, że ojciec był doskonale obznajmiony z całą sprawą i że pan Henryk jedynie przed swą żoną trzymał tę rzecz w tajemnicy. Albowiem oto com posłyszał z ust mego starszego pana:
— Martwię się myślą, że waćpan miałeś