Strona:Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu/56

Ta strona została przepisana.

obecnie kawalera orderu św. Ludwika, prosząc go o przysłanie mi jakowych pisemnych notatek, jako że po upływie lat tak wielu niezbyt ufałem własnej pamięci. Wyznam szczerze, że byłem wprawiony w pewien kłopot jego odpowiedzią; albowiem przysłał mi całkowity pamiętnik swojego żywota, zrzadka tylko wiążący się z losami dziedzica Ballantrae, znacznie obszerniejszy niśli moja opowieść, a przytem (wedle mego zdania) niezawsze budujący swą treścią. W liście swym, datowanym z Ettenheimu, prosił mnie, bym wyzyskawszy potrzebne mi szczegóły pamiętnika, znalazł mu nakładcę na wydanie całości; ja zaś sądzę, że najlepiej wywiążę się z własnych zamierzeń, jako też spełnię jego życzenia, gdy pewne części rękopisu przedrukuję w pełnem brzmieniu. W ten sposób moi czytelnicy otrzymają dokładną, a niewątpliwie szczerą i wiarygodną relację o pewnych nader ważnych zdarzeniach. Jeżeli zaś jakiś wydawca zasmakuje w stylu i trybie opowiadań kawalera, będzie mu wiadomem, gdzie ma się zwrócić po ich resztę, — a mogę mu ich dostarczyć w wielkiej obfitości. W tem miejscu kładę pierwszy ich urywek, by zastąpił to wszystko, co nam kawaler opowiadał przy kielichu wina w świetlicy durrisdeerskiej. Należy tylko mieć na uwadze, że gawędząc z moim panem o zawartych tu wypadkach, nie przedstawiał ich bez obsłonek w nagiej prawdzie, lecz w okraszonej i bardzo gładkiej postaci.