rozpuścić język i pozwolić sobie na kilka facecyj, właśnie w chwili, gdy nas wyciągano na pokład. Za łaską Bożą znalazły się na tym pirackim statku jakieś skrzypce; wziąłem się do nich natychmiast, skorom je zoczył, a żem ta miał jaki taki talent do rzempolenia, tedy ku memu szczęściu zyskałem sobie wielką łaskę w oczach tych ludzi. Przezwali mnie Patrykiem-rzempołą[1], ale jam nie dbał o przezwiska, byle skóra moja była cała.
Opisać nie potrafię, jakiem czarciem siedliskiem był ów okręt; dość powiedzieć, iż miał za dowódcę istnego opętańca, a sam zasługiwałby na nazwę „pływającego szpitala warjatów“. Nie zdarzyło się, by wszyscy na nim byli trzeźwi; pijatyka, wrzaski, śpiewp, kłótnie i pląsy były tam stałem zajęciem. Bywały dnie takie, że gdyby nadeszła silniejsza fala, zatopiłaby nas wszystkich niezwłocznie, a gdyby znalazł się w pobliżu któryś z okrętów królewskich, zostałby nas zgoła niezdatnych do obrony. Kilka razy dostrzegliśmy żagle, widniejące na horyzoncie; jeżeli byliśmy dostatecznie trzeźwi, napadaliśmy na ów okręt (Boże, bądź nam miłościw!), jeżeli zaś nazbyt nas morzył trunek,
- ↑ (P. tłum.) Św. Patryk był apostołem Irlandii. Jego imię było bardzo rozpowszechnione wśród Irlandczyków i stało się dla nich takiem nazwiskiem, jak Maciek dla Mazura, Antek dla andrusa krakowskiego, a Pepik dla Czecha.