decznym przyjacielem przez lat bezmała dwadzieścia, a w miarę bliższej i coraz to większej z nim znajomości myśli moje coraz częściej krążyły koło jego osoby. Wszystko razem biorąc pod uwagę, sądzę iż nie godzi się zatajać tylu rzeczy widzianych i słyszanych; prawda jak najszczersza jest to dług, który winienem pamięci mego chlebodawcy i zwierzchnika, a myślę że znośniejszym mi się stanie bieg mej starości i siwa moja głowa cichszego zażywać będzie w nocy odpoczynku, skoro już z długu tego się wypłacę.
Ród Duriów, panów Durrisdeeru i Ballantrae, był jeszcze od króla Dawida Pierwszego sławny i możny w południowo-zachodniej połaci naszego kraju. Piosenka, po dziś dzień krążąca między gminem:
Hardy i zbrojny jest ród Durrisdeeru;
Zwalczyć ich trudno — lepiej szukać miru —
ma wszelkie znamiona starożytności. Toż samo nazwisko pojawia się w drugiej jeszcze śpiewce, którą głos pospólstwa przypisuje samemu Tomaszowi Ercildoune (nie potrafię określić, czy i w jakiej mierze wieść ta jest prawdziwą), a w której mógłby się ktoś dopatrzeć aluzji (mniejsza o to, czy słusznej) do wypadków, które mam opowiedzieć. Takie bowiem jest brzmienie owej śpiewki: