Strona:Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu/80

Ta strona została przepisana.

znajdującego się przy ujściu pewnej rzeki pośród trzęsawisk. Wszyscyśmy zdawali sobie jasno sprawę, że wówczas rozproszymy się niechybnie by przetrwonić przypadające na każdego cząstki zdobyczy. Myśl ta budziła we wszystkich żądzę zdobycia jeszcze czegoś więcej, tak iż nasza decyzja z dnia na dzień ulegała zwłoce. Całą sprawę rozstrzygnął wkońcu drobny wypadek, który ktoś rzeczy nieświadom, mógłby uważać za coś przygodnego w naszym trybie życia. Tu jednak muszę rzecz pewną wyjaśnić: ze wszystkich okrętów jakieśmy napadli, na jednym tylko spotkaliśmy rzetelny opór; był to ów pierwszy okręt, na którym znajdowały się kobiety. W onej okazji straciliśmy dwóch ludzi a kilku odniosło rany, i gdyby nie dzielne znalezienie się Ballantrae‘go, napewnobyśmy wkońcu doznali porażki. Wszędzie poza tem, o ile odważono się na jaką obronę, była ona tak nieudolna, iż najgorsze wojska w Europie mogłyby sobie z niej szydzić; przeto najtrudniejszą częścią naszego zadania było uchwycenie się hakami za burtę napastowanego okrętu; widywałem nieraz, jak owi nieszczęśnicy sami skwapliwie rzucali nam linę, woląc wejść w naszą służbę niż spaść z deski w morze. Ta ustawiczna bezkarność rozbisurmaniła wielce naszych towarzyszów, więc też zrozumiałem, jak do tego doszło, iż Teach wywierał na ich umysłach tak silne wrażenie — boć prawdą było, że obecność tego warjata była w naszym trybie