Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/172

Ta strona została skorygowana.

Ale była też jedna scena posępniejsza. W wylocie Loch[1] Aline zastaliśmy wielki okręt morski, stojący na kotwicy; zrazu przypuszczałem, iż jest to jeden z krążowników królewskich, które latem i zimą przebywają koło tamtejszych wybrzeży, aby zapobiegać komunikacji z Francją. Gdy podjechaliśmy bliżej, wyszło na jaw iż był to okręt kupiecki; co zaś najwięcej mnie zaintrygowało, nietylko jego pokłady, ale i wybrzeże morskie, czerniły się od ludzkiego pogłowia, a łodzie ustawicznie przepływały pomiędzy niemi tam i z powrotem. Podjechaliśmy jeszcze bliżej, a do naszych uszu zaczął dochodzić głos wielkiej żałości: — ludzie stojący na pokładach i na brzegu krzyczeli na siebie wzajem i lamentowali, aż serce się krajało.
Wtedy pojąłem, iż jest to okręt z wychodźcami, odjeżdżający do kolonij w Ameryce.
Gdy nasza krypa mijała ten okręt, wychodźcy jęli wychylać się ponad nadburcia, płacząc i wyciągając ręce do mych towarzyszów podróży, wśród których napotkali kilku bliskich przyjaciół. Nie wiem, dokądby się to przeciągało, gdyż oni ponoś całkiem nie liczyli się z czasem, aż nakoniec kapitan okrętu, który zdawał się (co nie dziwota) odchodzić od zmysłów wśród tej wrzawy i zamętu, podszedł do burty i prosił nas, byśmy się oddalili.
W tedy Neil ruszył w dalszą drogę, zaś śpiewak, dzierżący prym w naszej łodzi, podjął żałosną i tęskną śpiewkę, którą wraz podchwycili zarówno wychodźcy jak i ich przyjaciele na wybrzeżu, tak, iż rozbrzmiała ona zewsząd niby zawodzenie nad umierającym. Wi-

  1. Loch (albo Lough) — jezioro lub odnoga morska.
154