Bardzo mi było niesporo się tłumaczyć, gdyż przecie nie wypadało mi powiedzieć (co było prawdą), że, dopóki mi sam tego nie powiedział, nigdybym go nie posądził o to, iż był szlachcicem. Neil ze swej strony nie miał ochoty nazbyt długo wdawać się ze mną, chciał tylko wypełnić polecenia i basta; to też pokwapił się dać mi wskazówki co do dalszej drogi. Miałem więc przenocować w zajezdnej gospodzie w Kinlochaline, nazajutrz zaś, przebywszy Morven, dotrzeć do Ardgour i przenocować w domu niejakiego Jana z Claymore, który był uprzedzony o możliwości mego przybycia; na trzeci dzień miałem przeprawić się przez dwie odnogi morskie: jedną w Corran, drugą w Ballachulish, a potem dopytać się o drogę do domu Jakóba z Wąwozów, w Aucharn, należącem już do włości Appinu. Jak widzicie, często trzeba się tu było przewozić, gdyż wszędy w tej okolicy morze wrzyna się głęboko w góry i wije się dokoła ich podnóża, wskutek czego kraina ta trudna do uprawy i uciążliwa w podróży, lecz pełna niezwykle dzikich i wstrząsających widoków.
Dostałem parę jeszcze innych zleceń od Neila: ażebym nie rozmawiał z nikim po drodze, unikał whigów, Campbellów i „czerwonych żołnierzy”[1], ażebym schodził z gościńca i krył się po krzakach, jeżeli obaczę nadchodzącego kogoś ze wspomnianych — „boć spotkanie z nimi nigdy szczęścia nie przynosi.“ Słowem, miałem się zachowywać jak zbójca lub jak wysłannik jakobicki, za jakiego pewno Neil mnie poczytywał.
Gospoda w Kinlochaline była to nora nędzna i licha, niczem chlew dla nierogacizny, pełna dymu,
- ↑ Anglików.