Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/280

Ta strona została skorygowana.

To mówiąc, siadłem na łóżku i ukłoniłem mu się, bom myślał, że najlepiej postępować z nim grzecznie w razie, gdyby zechciał się szczycić, że za ojca miał banitę. On odwzajemnił mi się ukłonem i prawił dalej.
— Ale posłuchaj no waszmość, co przybyłem ci powiedzieć. W roku 1745-ym brat mój poruszył część klanu „Gregora“ i powiódł sześć kompanij do boju za świętą sprawę; otóż chirurg, który poszedł z naszym klanem i leczył nogę mojego brata, zgruchotaną w starciu pod Preston, był szlachcicem tego samego nazwiska, co waćpan. Był on bratem Balfoura z Baith; jeżeli więc waćpan jesteś w jakowymś stopniu spokrewniony z rodziną owego szlachcica, gotów jestem oddać siebie i moich ludzi na pańskie usługi.
Trzeba sobie przypomnieć, żem o mojem pochodzeniu wiedział nie więcej, niż pierwszy lepszy pies dziadowski; wprawdzie stryj chlubił się kilkoma dostojnemi koligacjami naszej rodziny, ale w chwili obecnej były one bez znaczenia, wobec czego nic mi nie pozostało ponad gorzkie wyznanie, iż nie umiem dać wyjaśnień.
Robin odpowiedział krótko, iż szkoda, że zadawał sobie tyle trudu, poczem odwrócił się do mnie plecami, nie skinąwszy mi nawet na pożegnanie, a gdy podchodził ku drzwiom, słyszałem jak mówił do Dunkana, nazywając mnie „ot sobie jakimś chłystkiem bez koligacyj, który nie zna nawet własnego ojca.“ Mimo, że słowa te przejęły mnie gniewem, a moja nieświadomość wstyd we mnie obudzała, to przecież nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu na myśl, że człowiek, który znajdował się niemal w sidłach sprawiedliwości (istotnie powieszono go w trzy lata później) był tak skrupulatny co do rodowodu swych znajomych.

258