Co się mnie tyczy, dotarłem już do bezpiecznej przystani. Atoli miałem jeszcze sobie poruczonego Alana, któremu tyle byłem obowiązany, ponadto doznałem ciężkiej udręki, myśląc o morderstwie Colina i niedoli uwięzionego Jakóba z Wąwozów. Troskę o życie tych dwóch ludzi wyznałem nazajutrz p. Rankeillorowi, przechadzając się wraz z nim około szóstej godziny rano przed dworem Shaws i mając przed oczyma same li tylko lasy i niwy, które należały do mych pradziadów, a teraz moją były własnością. Nawet gdym omawiał te smutne sprawy, oko moje z lubością przebiegało po tym widoku, a serce tętniło mi dumą.
Prawnik nie miał najmniejszej wątpliwości co do mej powinności względem przyjaciela i oświadczył, że niech się dzieje, co chce, — muszę mu dopomóc w wydostaniu się za granicę. Natomiast co do Jakóba był całkiem innego zdania.
— Z p. Thomsonem inna sprawa, a z jego krewniakiem inna. Mało znam owe wypadki, ale domyślam się, że pewien możny szlachcic (którego, jeżeli pozwolisz, nazwiemy X. A.[1] jest w tej sprawie zainteresowany
- ↑ Książę Argyle. (Przy. aut.)