więzieniem, jednak omal nie krzyknąłem głośno z radości. Człowiek ów zielonooki pierwszy jął zstępować po drabinie, a spostrzegłem, że szedł trochę niepewnie. Za nim postępował kapitan. Żaden z nich nie wyrzekł ani słowa, tylko pierwszy, usiadłszy, zbadał mnie i opatrzył mi ranę, jak poprzednio, natomiast Hoseason poglądał mi w oblicze jakimś dziwnym, posępnym wzrokiem.
— Otóż, mosanie, sam widzisz — rzecze pierwszy: — wielka gorączka, brak apetytu, brak światła, brak pożywienia: sam pan widzisz, co to znaczy.
— Nie jestem znachorem, panie Riach — odrzekł kapitan.
— Za pozwoleniem, mości panie — rzecze Riach; — pan masz tęgą głowę na karku i dobry, iście szkocki, język w gębie, by się wszystkiego dowiedzieć, ale teraz nie pozwolę waszmości na żadne wymówki: żądam, by tego chłopca zabrano z tej jamy i umieszczono na forkasztelu.[1]
— Czego waćpan żądasz, to nie obchodzi nikogo conajwyżej samego ciebie, — odgryzł się kapitan, — ale ja powiem waćpanu, jak będzie. On pozostanie tu, gdzie jest.
— Przypuśćmy nawet, że waszmość zostałeś odpowiednio wynagrodzony — rzecze drugi — to pozwolę sobie skromnie zauważyć, że mnie to nie spotkało. Płacą mi, i to zgoła nie zawiele, tylko za to, że jestem młodszym oficerem na tej starej kufie, a waszmość wiesz doskonale, czym starał się ciągnąć z tego zyski; pozatem jednak nie płacono mi za nic innego.
- ↑ Forkasztel (kasztel lub grodziec przedni) — podwyższenie pokładu na przodzie okrętu, gdzie mieszczą się kwatery prostych okrętników.