go. Można brać czasem miłość serjo, ale nadmiar
uczyniłby z niej zadanie, gdy ma pozostać jeno przyjemnością. Wyobrażał sobie namiętność pod postacią primadonny, która, skończywszy swą wielką kawatinę, zwraca się do publiki z wyciągniętemi ramionami i składa ukłon. Namiętność Anetki nie znała publiki, grała ona jeno dla siebie, przeto grała źle...
Była nadto prawdziwa, zbyt naprawdę namiętna i nie mogła się przystosować, poprawić, wystylizować rysów swych codziennych przejść, utrapień i niedoskonałości, jak to czyni każda rozsądna kobieta, kilka razy na dzień, zmazując je, lub łagodząc. Nie wyglądała także teraz korzystnie, brzydła nawet w miarę odczuwania porażki.
Sylwja triumfowała i pewna wygranej, spoglądała na pogrążoną siostrę z ironją, pełną zadowolenia, zaprawną odrobiną złośliwości, a także, politowania...
— Masz co ci się należy! — myślała. — Tegoś sama przecież chciała, czemuż się tedy boczysz? Masz minę obitego psa...
Chwilami miała ochotę pobiec do niej i objąć serdecznie w ramiona, ale za lada zbliżeniem Anetka stawała się tak wroga, że dotknięta tem Sylwja obracała się do niej plecami, mrucząc:
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/114
Ta strona została przepisana.
102