Wokoło niej była noc, niebo bez księżyca, bez gwiazd, czarne, ziemia niema, bez tchnienia, bez brzęku owadów, martwa. Lekko jeno szemrał strumień po kamykach, u stóp sosny, o którą uderzyła czołem, i zdala dolatywał od gardzieli skalnej, dominującej nad doliną, łomot górskiego potoku. Jęk ten łączył się z jękiem zranionej kobiety i zdał się być wiekuistym lamentem ziemi.
Jak długo krzyczała, nie myślała o niczem, ciałem jej wstrząsało konwulsyjne łkanie. Spadł ciężar, którego brzemię gniotło ją od tylu już dni. Umysł milczał. Wreszcie wyczerpana, przestała jęczeć, a ból i myśl wróciły zaraz. Anetka uświadomiła sobie, jak jest samotna, opuszczona i zdradzona. Myśl nie wychodziła poza ten krąg, nie miała sił zgromadzić rozproszonej trzody, nie miała nawet siły wstać. Leżała na ziemi bezwładna. Ach, gdybyż ziemia przyjąć ją chciała w siebie!... Tętniący potok górski mówił i myślał za nią, chłodził i obmywał jej ranę.
Po jakimś czasie (musiał to być długi czas) prostracji i bólu, Anetka podniosła się, zbolała. Kontuzja czoła dokuczała jej bardzo, a ten ból fizyczny odwrócił jej myśl od moralnego, sprawiając ulgę. Zanurzyła w wodzie podrapane dłonie i ochłodziła niemi zranione, palące czoło. Siedziała, przykładając mokre ręce do czoła i oczu,
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/118
Ta strona została przepisana.
106