kłamała. Boli mnie to tylko, mniejsza o resztę! Czemuż mnie oszukała? Czemuż nie wyznała szczerze, że go kocha? Czemuż zachowuje się, jak wróg? Ach, jest w niej pozatem dużo cech, którychbym widzieć nie chciała, dużo rzeczy nieczystych, niedobrych, niepięknych... Ale to nie jej wina. Czyż wiedziała co czynić? Jakież to życie wiodła od młodości? Czyż mam prawo czynić jej wyrzuty? Czyż byłam szczerą? Czyż sama jestem czystsza? Czyż tego samego nie było we mnie... czyż tego niema dotąd? Wiem, że tkwi, że jest...
Westchnęła znużona, potem rzekła:
— Dość tego! Trzeba skończyć! Jestem starsza, a mimo to bardziej szalona! Niechże Sylwja będzie szczęśliwa! Ale powiedziawszy dość tego, siedziała jeszcze chwilę bez ruchu, wsłuchując się w ciszę, marząc i gryząc końce podrapanych palców. Potem westchnęła, wstała bez słowa i ruszyła zpowrotem.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/120
Ta strona została przepisana.
108