Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/139

Ta strona została przepisana.

Zaczęła snuć plany, zaiste cudne plany przyszłości Sylwji, tylko, niestety, nie pytała jej wcale o zdanie.
Gdy już każda z nich dostatecznie obmyśliła szczęście drugiej (rozumie się i swoje też w dodatku), zawołała Sylwja:
— Ach! Złamałam igłę. Już nic nie widać!
Porzuciły robotę i wyszły razem, by sobie rozprostować nogi. Szły wśród deszczu, okryte jednym płaszczem, i dotarły aż do końca ogrodu pod zapłakane drzewa tracące swe włosy. Zjadły kilka winnych gron, tem smaczniejszych, że były mokre, a przez cały czas rozmawiały ustawicznie. Nagle umilkły, nadsłuchując i wdychając wiatr jesienny, woń dojrzałych owoców (chciałoby się to zjeść), zwiędłych liści, mdłe światło październikowe, gasnące już o czwartej, milczenie zaśnionych pól, ziemię pijącą deszcz, noc...
Potem wróciły, trzymając się za ręce, jak wraca na spoczynek przyroda, w której tętni trwożna, a płomienna nadzieja wiosny, zagadka przyszłości...



127