miłości, ale wracała do swych praw. Trzeba przyznać, że ile razy Anetka czyniła wysiłki, by przystosować się do woli Sylwji, Sylwja wcale jej nie ulatwiała zadania. Postępowała po swej myśli, a w głowie jej w ciągu doby jawiło się więcej niż dwa tuziny myśli i aktów woli, niezawsze poza tem zgodnych z sobą. Metodyczna, systematyczna Anetka śmiała się zrazu z tych szalonych kaprysów, potem zaś niecierpliwiła. Nazywała siostrę: „Różą wiatrów“, lub „Chcę, ale czego ja to chcę?“. Wzamian Sylwja zwała ją: „Burzą“, „Panią żandarmką“, lub też, oburzona jej punktualnością, „Południem o dwunastej“.
Mimo że się kochały, trudnoby im było dostosować się do jednego sposobu życia. Nie miały jednych upodobań i nawyknień. Kochając siostrę, mogła Anetka słuchać pobłażliwie drobnych świństewek i facecyjek Sylwji, która je gromadziła, mając wprawne do tego oko i ucho, ale nie umiejąc się jak należy wysłowić. Sylwja mogła udawać, pokrywając straszne ziewanie, że interesuje się okropnościami, zawartemi w książkach Anetki, usiłującej przyzwyczaić ją do czytania i dzielenia się z nią ową rozkoszą...
Mogła czasem wykrzykiwać:
— Ach, jakże to piękne, droga moja! — gdy
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/142
Ta strona została przepisana.
130