Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/146

Ta strona została przepisana.

Anetce tok myśli siostry, tak, że, patrząc w rozbłysłe oczy Sylwji, dorozumiała się, iż czeka ją niebawem znowu historja krawiecka.
Gdy tylko wróciły do Paryża, Sylwja oświadczyła, że wraca do siebie i bierze się do pracy systematycznej. Anetka westchnęła, ale nie okazała ździwienia. Sylwję, spodziewającą się opozycji, wzruszyło bardziej owo westchnienie od słów. Przybiegła do siedzącej siostry, klękając objęła ją wpół i nadstawiła do pocałunku usta.
— Anetko, nie miej mi za złe! — prosiła.
— Droga moja, — odparła Anetka — wiesz dobrze, że szczęście twe jest mojem!
Ale przykro jej było, a Sylwji także.
— To nie moja wina! — powiedziała. — Wiesz, jak cię kocham.
— Tak, pewna jestem!
Uśmiechnęła się, ale raz jeszcze westchnęła ciężko. Sylwja, klęcząc dalej, ujęła jej twarz w dłonie i, zbliżając swoją, rzekła:
— Zabraniam ci wzdychać... szkaradnico jedna! Jeśli tak będziesz wzdychała, nie zdołam iść precz. Nie jestem katem.
— Nie, nie jesteś nim, drogie dziecko. Źle postępuję, prawda... ale nie w chęci przygany, żal mi tylko, że się rozłączymy...

134