— Nie, nie! — zaprotestowała, śmiejąc się, całkiem już rozbudzona.
Zatkała dłonią usta siostry, ale Sylwja wywinęła się i, biorąc jej głowę w dłonie, spojrzała w oczy i rzekła:
— Pokaż-no, co się mieści w tych pięknych oczach somnambuliczki. O czem śnisz, Anetko? Powiedz! Opowiedz wszystko!
— Cóż ci mam opowiedzieć?
— Powiedz, o czem myślałaś.
Anetka wzbraniała się, ale ustępowała zawsze wkońcu. Była to dla obu wielka przyjemność, wielki dowód przywiązania, a może i egoizmu, że sobie mówiły wszystko. Nie nużyło ich to nigdy. Anetka zaczęła tedy próbować, tłumaczyć swój sen nietyle dla Sylwji, ile raczej dla samej siebie i to jej sprawiło ulgę. Wysilała się, by być skrupulatną, a powaga, z jaką to czyniła, rozśmieszyła Sylwję. Parskała z radości, miotając wszystkie szalone myśli, naiwne, niewinne, barokowe, zuchwałe, a nawet czasem...
— Jakto? — wołała, udając oburzenie moralne. — Anetko, jakże możesz pozwalać sobie na coś podobnego?
Posiadała może równie dziwne życie wnętrzne (podobnie jak my wszyscy), ale nie domyślała
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/156
Ta strona została przepisana.
144