dzwony, gwizdki, wszyscy krzyczą naraz, nie można się usłyszeć wzajem, krzyczę tedy głośniej od innych, chrapię, śmieję się, przewracam kozły, a serce skacze mi z radości.
— Mała plebejka!
— Wielka arystokracicha! To ty sama (wszak powiedziałaś) jesteś taką właśnie! Jeśli ci się to nie podoba, uczyń, co ja czynię. U mnie wszystko jest w porządku. Każda rzecz na swojem miejscu, każdy garnek na swoim kołku.
Mówiła szczerą prawdę. Bez względu na to, jakiby tumult wrzał na placu Denfert, czy w jej małym móżdżku, umiała się wyznać w jednym i drugim. Zaprowadziłaby natychmiast ład w beznadziejnym chaosie. Umiała godzić wszystkie potrzeby swego ciała, serca, życia codziennego i niecodziennego. Każdemu co mu się należy! Anetka mówiła:
— Jesteś komoda z szufladami! (Pokazała jej sławetny mebel w stylu Ludwika XV z listami ojca).
— Tak! przyznała Sylwja przekornie. — On do mnie podobny...
...W gruncie rzeczy, ja jestem prawdziwą jego córką.