kochanki, ale także matki. Nie zdaje sobie z tego sprawy, bo dwie owe aspiracje zlewają się w jedną. Anetka, nie skupiając jeszcze na nikim swych myśli, miała serce wezbrane potrzebą oddania się jakiejś istocie silniejszej i słabszej zarazem, któraby piła z jej piersi. Na tę myśl omdlewała z czułości, radaby była, by cała krew jej ciała zmieniła się w mleko, któreby dała... Pij, pij... o ukochany mój!...
Oddać wszystko! Nie! Nie mogła oddać wszystkiego. Nie było jej wolno... dać wszystko... tak, mleko, krew, ciało, miłość... Ale wszystko, całą duszę swoją, całą wolę... i to na całe życie? Nie... wiedziała, że tego nie uczyni za nic. Gdyby nawet chciała, nie mogłaby. Nie można dać tego, co nie jest naszą własnością. Dusza moja, wolna moja dusza nie jest moją! To ja właśnie, myślała, jestem własnością mojej wolnej duszy. Nie mogę nią dysponować. Ocalić swą wolność, to więcej niż prawo, to obowiązek religijny...
W tych myślach Anetki taiło się dużo nieugiętości moralnej matki, ale u niej wszystko nabierało charakteru namiętnego, zdolną była rozpłomienić krwią swoją burzliwą najbardziej abstrakcyjne ideje. Jej „dusza!“ Często używała tego „protestującego“ (to jej wyrażenie) słowa.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/163
Ta strona została przepisana.
151