go to, co tak dobrze powiedział, oraz że słowa jego zrozumiała, jak czuł, i podzielała... Jakże piękną była słuchaczka jego. Jakiż miała przedziwny umysł, jakaż wyjątkowa dusza wyzierała z jej oczu uważnych i wymownych, przejawiając się również uśmiechem pełnym zrozumienia... Mimo, że sam przemawiał, miał wrażenie, że z nią rozmawia. W każdym razie mówił wyłącznie dla niej i czuł się wzniesionym ponad samego siebie przez ten dialog wewnętrzny, przez tajemniczą wymianę bezsłownych myśli...
Prawdę mówiąc, Anetka nie słuchała wcale. Dość inteligentna, by uchwycić sens ogólny słów Rogera, ze zwykłem roztargnieniem dała się unosić fali kołyszących ją pięknych frazesów. Korzystała z tego, że zajęty był krasomówstwem, i przyglądała mu się uważnie, ogarnęła spojrzeniem jego oczy, usta, ręce i ruch podbródka, podczas gdy mówił, piękne nozdrza rżącego źrebca, wsłuchała się w miłe „rulowanie“ niektórych liter, słowem wszystko, badając, jakim te zewnętrzne objawy odpowiadają wewnętrznym wartościom. Umiała patrzyć, widziała, że pragnie, by go podziwiano, widziała, że sprawia mu przyjemność to, iż się podoba, że ona go uznaje za pięknego, rozsądnego, wymownego i wprost zdumiewającego. Nie przyszło jej na myśl (chyba