Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/192

Ta strona została przepisana.

Nie było roztropnem wydawać wszystkiego. Pewne zwierzenia, w godzinach omdlenia woli poczynione, mogą być potem przez konfidenta użyte jako broń. Była to jednak ostatnia z trosk Anetki i Rogera. Onej godziny miłości nie mogło razić nic w kochanej, nic dziwić. Wszystko, co zwierzała kochankowi, nietylko go nie mogło odpychać, ale przeciwnie odpowiadało właśnie jego niewyrażonym pragnieniom. Roger nie baczył już wcale na niedyskretne wyznania, które pobłażliwe ucho Anetki regestrowało, mimo wszystko, wiernie na jego niekorzyść.
Chociaż z wielką przyjemnością uzgadniali oboje swą przeszłość i chwilę obecną, to chwila ta i przeszłość tonęły w marzeniach o przyszłości, ich przyszłości. Anetka nie powiedziała nic, niczego nie przyrzekła, zgoda jej zgóry została wstawiona w rachunek i zakontowana tak stanowczo, że ona sama uwierzyła wkońcu, iż dała słowo. Szczęśliwa, z napoły przymkniętemi oczyma słuchała Rogera (zaliczał się do ludzi radujących się więcej przyszłością, niźli dniem bieżącym), który jej kreślił z niesłabnącym entuzjazmem wspaniałe życie myśli i czynu, jakie miał przed sobą. Kto? On, Roger... ona też, oczywiście, bo wszakże stanowiła cząstkę Rogera. Nie raziła jej ta absorbcja, zanadto była zajęta słuchaniem,

180