soby czystej młodzieńczości, zdrowych, silnych i rozpłomienionych...
Elokwencja Rogera nigdy nie bywała pewniejszą siebie, niż w chwilach, kiedy nagle urywał się potok słów rozwierających w ostatnich wibracjach wizje ekstatyczne i kiedy oczy ich się spotkały. Owo nagłe zetknięcie było jak uścisk. Wówczas takie się w nich zapalały żądze, że dech im zapierało. Roger nie myślał już olśniewać i mówić. Anetka zapominała o przyszłości świata i własnej nawet. Z oczu im znikało wszystko wokół, salon, publiczność, w sekundach tych stawali się jedną istotą. Nie zostawało nic, prócz żądania natury, jednego, czystego jak płomień. Po chwili, Anetka, z mętnem spojrzeniem i pałającemi licami, otrząsała się z czaru i z drżeniem uświadamiała sobie, pełna upojenia, ów pewnik, że niebawem ulec musi.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/194
Ta strona została przepisana.
182