Nałożyły atoli teraz tłumik na ten wzajemny kult i jeły się razem przymilać do Anetki. Zasypywały ją nieustannie komplementami co do jej samej, domu, tualet, gustu, rozumu i piękności. Ton przesadnie pochwalny drażnił potrochu Anetkę, ale trudno pozostać obojętną na pochlebną opinję ludzi o sobie, zwłaszcza, jeśli ci ludzie wydają się posłannikami tego, którego się kocha. Niesposób też było watpić w tę misję zacnych pań Brissot, bowiem w tem, co mówiły, powtarzało się nieustannie imię Rogera. Łączyły pochwały dla niego z pochwałami dla Anetki, czyniły z uśmiechem aluzje nieustanne do wrażenia, jakie na nim wywarła Anetka, i do słów, jakie mu powiedziała, powtarzanych przezeń z zachwytem. (Powtarzał wszystko, to też Anetka była gniewna, a jednocześnie rozczulało ją to.) Pozatem rozwodziły się szeroko nad świetną jego przyszłością, a pani Brissot wyraziła tonem wzruszenia nadzieję, że Roger znajdzie godną siebie towarzyszkę. Nie wymieniła nikogo, ale zrozumiano się. Wszystkie te drobne sztuczki widać było gołem okiem na dwadzieścia kroków. Był to rodzaj gry towarzyskiej, polegającej na zręcznem krążeniu koło pewnego słowa, którego wymówić nie wolno. Pani Brissot śledziła, jak się zdało, owe słowo, zrywające się już z ust Anetki:
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/199
Ta strona została przepisana.
187