Nazajutrz, a była to wilja wyjazdu, kończyła przygotowania i trapiła się w dalszym ciągu, gdy nagle zjawił się dziwny gość, który, zwiększywszy jej niepokój, rozjaśnił skrupuły i uczynił je bardziej uchwytnemi. Marcel Franck kazał się zaanonsować.
Po kilku uprzejmych słowach pełnych kurtuazji, nawiązał do zaręczyn Anetki, z czego Roger nie czynił tajemnicy.
Powinszował jej w sposób wykwintny, a ton jego i wyraz oczu cechowała lekka, życzliwa ironja. Anetce było z nim bardzo dobrze, czuła, że to przyjaciel przenikliwy, przed którym nie ma potrzeby niczego ukrywać, ani niczego mówić, bowiem obie strony rozumieją się wpół słowa. Mówili o Rogerze, któremu Marcel zazdrościł, uśmiechając się przytem. Anetka wiedziała, że mówi prawdę i że jest w niej zakochany. Nie mieszało ich to jednak obojga. Wypytywała go o Rogera, którego znał blisko, a Marcel wychwalał rywala. Gdy nalegała, by się wyrażał mniej banalnie, powiedział żartobliwie, że jest zgoła zbytecznem, by jej opisywał Rogera, bowiem zna go równie dobrze, jak on. Mówiąc to, wpatrywał się w nią tak przenikliwię, że zakłopotana na moment spuściła oczy. Potem spojrzawszy nań bystro, dostrzegła subtelny uśmiech, świadczący, że się
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/213
Ta strona została przepisana.
201