Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/235

Ta strona została przepisana.

— To mnie właśnie niepokoi. Boję się, że nie zdołam pozostać taką, jaką jestem.
— Cóż cię niepokoi, Anetko? Cóż za myśli cię trapią? Kochasz mnie, wszak prawda? To rzecz najważniejsza! Nie troszcz się o resztę. Zobaczysz, wszystko urządzę sam i moi bliscy, którzy zostaną twoją rodziną, urządzimy ci życie tak, że nie będziesz miała nic innego do roboty jak tylko płynąć z falą.
Anetka patrzyła w ziemię, rysując stopą jakieś znaki na piasku. Uśmiechała się.
(Niczego nie rozumiał ten kochany dzieciak...)
Podniosła oczy na Rogera, który czekał spokojnie jej odpowiedzi. Wkońcu rzekła:
— Rogerze, spójrz na mnie. Czyż nie mam silnych nóg?
— Silne są i piękne! — powiedział.
— Nie o to idzie teraz! — pogroziła mu palcem. — Czyż nie umiem chodzić jak trzeba?
— Zapewne i kocham cię za to także.
— Czy sądzisz, że poprzestanę na płynięciu z falą? Jesteś dobry, bardzo dobry, dzięki ci, ale pozwól mi chodzić! Nie zaliczam się do osób bojących się trudu podróży. Pozbawić mnie tego, znaczyłoby odebrać mi całą chęć do życia. Mam wrażenie, że ty i twoi bliscy macie zamiar oszczędzić mi trudu działania i wyboru i chcecie wszyst-

223