marzył, wielkie aspiracje osobiste i społeczne. Ona słuchała w milczeniu, potem zaś przerywając łagodnie (bowiem temat ten nie nużył go nigdy), powiedziała:
— Tak, drogi Rogerze, to wszystko prawda i interesuje mnie bardzo, a bardzo. Ale prawdę mówiąc... nie gniewaj się... nie wierzę tak silnie, jak ty, w tę sprawę polityczną, której się poświęcasz.
— Co? Nie wierzysz? A przecież wierzyłaś, gdym ci opowiadał wszystko, w pierwszych czasach znajomości naszej, w Paryżu...
— Zmieniłam się trochę.
— Cóż cię zmieniło? Nie, to niemożliwe. Zmienisz się raz jeszcze. Droga moja, wielkoduszna Anetka nie może pozostać obojętną na sprawę ludu, na myśl odnowy społecznej...
— Nie zobojętniałam na to, ale na stronę polityczną sprawy.
— Jedno łączy się z drugiem.
— Niezupełnie.
— Zwycięstwo jednego będzie triumfem drugiego.
— Watpię potrosze.
— Jest to przecież jedyny sposób przysłużenia się postępowi i szczęściu ludu.
(Anetka pomyślała: — przysługując się własnemu dobru! — ale wzięła to sobie za złe.)
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/237
Ta strona została przepisana.
225