Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/239

Ta strona została przepisana.

śliwą, mogąc ci dopomagać... Ale mimo wszystko, (prawda, mogę być otwartą?) przyznaję, że takie życie nie wypełniałoby wcale mego życia.
— Oczywiście, rozumiem — odpowiedział — kobieta, najbardziej uzdolniona do życia politycznego, nie może się doń ograniczać wyłącznie, weźmy naprzykład mą podziwu godną matkę. Istotnem jej zadaniem jest ognisko domowe, powołanie własne, macierzyństwo.
— Wiem, — odrzekła — tego powołania nam nie zabraniacie. Ale (boję się, czy zrozumiesz to, co chcę powiedzieć)... nie wiem jeszcze, co mi przyniesie macierzyństwo. Lubię dzieci. Przypuszczam, że będę bardzo lubiła swoje, (nie na rękę ci to słowo... wiem, jest chłodne) może je będę tedy bardzo kochała... Możliwe... nie wiem. Nie chcę mówić czegoś, czego nie odczuwam. Jeśli idzie o szczerość, to, „powołanie“ owo nie jest jeszcze we mnie należycie rozbudzone. Zanim mi życie powie to, o czem narazie nie wiem, sądzę, że kobieta nie powinna, pod żadnym warunkiem, zatracać całego życia swego w miłości dla dziecka. (Nie marszcz brwi.) Przekonana jestem, że można kochać bardzo swoje dziecko, dopełniać lojalnie obowiązków domowych, a jednocześnie zachować, jak trzeba, część swej istoty dla sprawy, bardziej zasadniczej.

227