Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/265

Ta strona została przepisana.

— Trzeba się rozstać, Rogerze. Jest to bolesne, ale nieuniknione. Przekonałam się, że zostać twą żoną nie mogę...
Chciała mówić dalej, ale przerwał:
— Nie, to nieprawda!... Cicho bądź... cicho bądź! Oszalałaś chyba!...
Powiedziała:
— Muszę odjechać, Rogerze.
Krzyknął:
— Odjechać? Nie, nie chcę!...
Chwycił jej ramię i ścisnął brutalnie. Potem, spojrzawszy w jej twarz dumną, napiętnowaną silną wolą i lodowatą, poznał, że wszystko przepadło, puścił ją, przeprosił i zaczął błagać:
— Anetko! Droga moja Anetko! Zostań, zostań! Nie, to niemożliwe... Cóż się stało? Czemże zawiniłem?
Litość zjawiła się na jej twarzy. Powiedziała:
— Usiądźmy, Rogerze...
Siadł przy niej posłusznie na wzgórku mchem okrytym, wtopił w nią oczy i błagał spojrzeniem.
— Bądź spokojny. Muszę ci to wyjaśnić. Proszę cię, bądź spokojny! Wierzaj, że muszę wytężyć wszystkie siły w tej chwili. Nie mówiłabym, gdybym się do tego nie zmuszała...
— Więc nie mów! — zawołał. — To szaleństwo!...

253