Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/269

Ta strona została przepisana.

dzieciaka, otarła mu łzy chustką własną, wzięła pod ramię i zmusiła, by wstał. Był tak zgnębiony, że dał z sobą robić wszystko, zdolny jeno do płaczu. Gałęzie drzew biły ich w przechodzie po twarzach. Szli lasem, nie wiedząc dokąd, nie widząc nic. Anetka czuła, że wzbiera w niej uniesienie miłosne. Mówiła, podtrzymując Rogera:
— Nie płaczże... drogi mój... miły... To mi rozdziera serce... Znieść tego nie mogę... Nie płacz... kocham cię... kocham cię, biedny mój Rogerze...
On powiedział przez łzy:
— Nie!
— Tak! Kocham cię tysiąc razy silniej, niźli ty mnie kochałeś kiedykolwiek. Co chcesz, bym uczyniła? Uczynię wszystko, Rogerze mój...
Wychodząc z lasu, znaleźli się tuż u bramy willi Rivière’ów. Anetka poznała swój stary dom. Spojrzała na Rogera. I nagle namiętność zmysłowa ogarnęła ją całą. Wichr nią zakołysał płomienny. Uczuła zawrót głowy, coś jakby silny zapach kwitnącej akacji zmącił jej świadomość. Trzymając Rogera za rękę, pobiegła do drzwi. Weszli do pustego mieszkania. Okiennice były zamknięte. Oślepieni nagłem przejściem ze światła w ciemń, nie widzieli nic. Roger potrącał meble.

257