Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/272

Ta strona została przepisana.

Anetka schyliła się ku niemu, podniosła jego głowę i długo mu patrzyła w oczy, nie mówiąc nic, jeno uśmiechając się melancholijnie. Spojrzenie to sondowało mu duszę do głębi, przeto postanowił coś uczynić, by odwrócić jej uwagę. Okazał wielkie wzruszenie i powiedział:
— Teraz nie wolno ci już odjeżdżać, Anetko. Mam obowiązek zaślubienia cię.
Anetka uśmiechnęła się smutnie. Czytała w nim wyraźnie:
— Nie, przyjacielu mój, — odparła — nie masz żadnych wobec mnie obowiązków.
Wrócił do równowagi.
— Tak chcę! — rzekł.
Ale ona szepnęła:
— Odjadę!
— Czemu? — spytał.
Zanim odpowiedziała, zrozumiał sam lepiej powody odjazdu. Uznał jednak za swój obowiązek sprzeciwiać się. Położyła mu dłoń na ustach. Ucałował tę dłoń, z pasją, niemal ze złością... Ach, jakże ją kochał! Czuł się upokorzonym myślami, które w nim tkwiły. Czyżby je znała? Słodka, wiotka dłoń, leżąca z pieszczotą na jego wargach, zdała się mówić:
— Niczego nie dostrzegłam...

260