Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/274

Ta strona została przepisana.

Stanąwszy u żywopłotu, brzeżącego ogród, zerwała gałązkę tarniny, przełamała ją na dwoje i dała mu połowę. Wychodząc z granic swej posiadłości, w progu przycisnęła usta do ust Rogera.
Wracali, nie mówiąc nic, szli lasem, Anetka prosiła, by nie przerywał milczenie. Trzymał ją pod ramię z miną nader czułą. Ona szła uśmiechnięta, z oczyma przymrużonemi. On teraz kierował jej krokami, nie pamiętając już, że godzinę temu płakał rzewnie na tem samem miejscu.
Z głębi lasu dochodziło szczekanie psa, tropiącego zwierzynę...



262