kiety, obrywał listki kwiecia wspomnień, wybierając, oczywiście, jeno pochlebne i przysposobione ad usum delphini, czyli delfinki, wedle znanych sobie dobrze upodobań córki. Opowiadanie doprowadzał do punktu, do którego dojść chciała, nie raził jej nigdy i nie skandalizował, a Anetka dumna z tego zaufania słuchała ochotnie, pewną będąc, że uzyskała ze strony ojca znacznie więcej, niźli to udawało się przez całe życie matce. Była jedyną, jak mniemała, depozytarjuszką wnętrznej strony jego życia.
Posiadała atoli inny jeszcze depozyt, mianowicie wszystkie papiery, pozostałe po ojcu. Anetka nie starała się ich poznać, cześć i miłość mówiły jej, że prawa nie posiada, ale inne względy przemawiały przeciw temu. Należało zadecydować o ich losie, bo jedyna spadkobierczyni, Anetka, mogła również zemrzeć, a papierów rodzinnych nie należało oddawać w obce ręce. Koniecznie tedy musiała je przejrzeć przed zniszczeniem, lub przechowaniem. Zdecydowała się na to już kilka dni temu, ale ile razy znalazła się w gabinecie, przepojonym obecnością ojca, nie była w stanie nic czynić ponad sycenie się owym refleksem osobowości zmarłego i siedziała bez ruchu godzinami. Bała się, że, otwierając listy z przeszłości, zetknie się zbyt bezpośrednio z rzeczywistością.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/31
Ta strona została przepisana.
19