Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/70

Ta strona została przepisana.

chały się pobłażliwie, ironicznie, traktując go jak starego urwisa, zabawnego, pociągającego, niezbyt rozsądnego, coprawda... ale wszakże wszyscy mężczyźni są tacy sami. Nie miały doń już urazy...
— Prawda, Anetko, że gdyby był człowiekiem serjo, nie byłoby mnie tu...
Anetka uścisnęła jej dłoń.
— Aj! – krzyknęła. — Nie ściskaj tak!
Sylwja opowiadała potem o sklepie kwiaciarki, gdzie dzieckiem siadywała pod kontuarem, ze spadłych kwiatów robiąc bukiety i marząc po raz pierwszy. Tam też zapoznała się z życiem Paryża, słuchając rozmów matki z klientami. Gdy Delfina zmarła, Sylwja miała lat trzynaście i poszła na naukę do krawczyni, przyjaciółki matki, która ją wzięła do siebie. Po roku opiekunka zmarła sterana pracą, bo Paryż szybko zużywa, a Sylwja doznała różnych przygód. Wyliczała bez ogródek swe gorzkie doświadczenia, a opowiadała wesoło, często z komizmem. Przelotnie kreśliła typy i charaktery, niby cieniutką igłą wyszywając szkice na tkaninie opowieści. Nie przyznała się do wszystkiego, naturalnie, i była bardziej doświadczona, niż twierdziła, ale owe rozdziały życia widocznie nie zostawiły miłych wspomnień. Dłużej zatrzymała się na swym przyjacielu, to jest,

58