i konsekwentniejsza pod tym względem. Często wydawała się Anetka zimną, niemal odpychającą, wybuchała bez przyczyny i płakała rzewnie. Niewiele, rzec można, zostawało z owej równowagi mieszkanki Lyonu, z której tak dumną ongiś była, a przytem, co najważniejsze, nie żałowała tego wcale.
Poufałość ich sięgała teraz daleko i niesposób jej całej wyrazić. Kochające się dziewczęta dochodzą, oczywiście, w zwierzeniach do rzeczy nader śmialych, zachowujących w ustach każdej pół-niewinny ton, których to spraw nie wolno powtarzać drugiej wyraźnie. W rozmowach ich przejawiały się różnice dwu natur. Jedna była amoralna, roześmiana, dobroduszna, spokojna, druga poważna, namiętna, niepokojąca, naładowana elektrycznością. Czasem zdarzały się starcia, bo Anetkę irytowała swoboda, łakomstwo i świadoma rozwiązłość, z jaką mówiła Sylwja o sprawach miłosnych. Śmiała w duszy, była powściągliwa w słowach, zdawało się, że boi się usłyszeć tego, co myśli. Zamykała się często niespodzianie na dwa spusty w dzikiem milczeniu, czego zgoła nie rozumiała. Sylwja rozumiała to lepiej i przez dwa tygodnie wspólnego życia poznała Anetkę dokładniej, niż Anetka znała siebie samą.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/93
Ta strona została przepisana.
81