Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/100

Ta strona została przepisana.

gody, był przywiązany do swych nawyczek, dobroduszny, pozbawiony wielkich ambicyj, miał dość egoizmu i chciał pozostać bezżennym, to też poprzestawał na drugorzędnem, nieodpowiedzialnem stanowisku u przedstawiciela wielkiej marki, który wiedział, co wart taki jak on człowiek. Ale Sylwja przewróciła za jednym zamachem wszystkie jego plany i zniweczyła mu spokój. Spotkała go raz, to znaczy spowodowała spotkanie na jesiennej wystawie mód, na którą przybyli oboje w celu obejrzenia modeli, które należało puścić w świat. Koło Sylwji kręciło się dużo młodych ludzi, a ona rozdzielała uśmiechy i złośliwostki, odurzając do reszty trzech, czy czterech mocno nią zajętych amatorów, i nie zwracała uwagi na Selve’a. Potem i to właśnie w chwili, kiedy zaczynał im zazdrościć, spostrzegł, że jest jedynym przedmiotem jej łaskawości. Sylwja zwracała się wyłącznie do niego, jakby innych nie widziała wcale. Wzruszyło go to tem więcej, że nagłą zmianę przypisał jeno przymiotom osobistym i za pierwszym atakiem uległ, porzucając wszystkie swe postanowienia.
Wkrótce potem Sylwja poprosiła Anetki, by jej dotrzymała towarzystwa wieczór, po kolacji, kiedy już nikogo nie było w pracowni.
— Proszę o to, — objaśniła — gdyż oczekuję pewnej wizyty.
Anetka zdumiała się.
— Cóż ci po mnie? Czyż go nie możesz przyjąć sama?
Sylwja odparła z powagą:
— Będzie to wyglądało przyzwoiciej.
— Ten atak konwenansu nastąpił, zda mi się, dość późno!

96