Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/107

Ta strona została przepisana.

Przed paru tygodniami siedziała pewnego niedzielnego ranka, napoły rozebrana, przed gotowalnią. Miała dziś czas ubrać się, jak należy, gdy w dni powszednie wcześnie wychodziła z domu. Czuła znużenie całego tygodnia pracy. Dziecko, wstawszy przed chwilą, wyślizgnęło się do ciotki, Marka zainteresowało wielce wesele, a Sylwja radowała się nieustannie refleksjami malca, który je wypowiadał tonem człowieka doświadczonego. Chcąc się przypodobać Sylwji, Leopold pieścił Marka, jakby był pieskiem żony, a dumny z tego malec, czując swą wagę, przesiadywał ciągle na dole i niechętnie jeno wracał do matki. Napełniało to Anetkę goryczą, tej jednak niedzieli znużenie wzięło górę nad troską, a nawet doznawała czegoś w rodzaju ulgi. Wzdychała jednak z nawyku. Rozkoszowała się dziś owem znużeniem i możnością spoczynku przez cały długi dzień. O Boże, jakże miło nie ruszać się wcale! Niedziela! Dawniej Anetka nie miała pojęcia, co znaczy niedziela!
Jest się znużoną! Ach, jakże miło siedzieć bez ruchu. Spałby człowiek, zda się, tysiąc lat... A nawet siedząc niewygodnie, nie chce się uczynić poruszenia dla przybrania innej pozycji. Jest w tem dziwny urok, którego płoszyć szkoda. Tedy cicho, sza... nie trzeba się ruszać! Jakże dobrze!...
Spoglądała przez okno na dym, ulatujący z komina piekarza. Porwany wiatrem, zataczał kręgi, wesołe woluty, rozlewał się szerokim kręgiem i biegł tanecznie po szafirze nieba. Oczy Anetki śmiały się, a myśli jej tańczyły także po roztoczy powietrza, zakreślając szaleńcze arabeski. Ciężar ziemi ześlizgnął się cały w dół, umysł jej czuł się nagim w wietrze i słońcu. Nuciła półgłosem... I nagle ujrzała rozwarte w za-

103