Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/130

Ta strona została przepisana.

oraz rozpieszczał dziecko. Wiedząc od Sylwji, jakie miał poglądy Leopold, czuła dlań wdzięczność.
Okres ciąży Sylwji nie był zaprawdę czasem wielkiej szczęśliwości dla męża i całego otoczenia, a częste kłótnie zniechęcały Leopolda do żony. Sylwja nie miała zamiaru obchodzić się bez niego, tylko nic sobie nie robiła z macierzyństwa i nie chciała zmieniać sposobu życia. Leopold więcej sobie z tego robił. Długie miesiące brzemienności były dla Sylwji zgoła czemś innem, niż dla Anetki, to jest nieskończonem marzeniem, zbyt jednak krótkiem, o szczęściu. Sylwja nie doznawała marzeń, niecierpliwiła się, nie myślała porzucać obowiązków, rezygnować z praw i przyjemności i popełniała głupstwa. Zdrowie jej ucierpiało od ciągłego zdenerwowania, a usposobienia nie poprawiło to wcale. Gdy nas coś dręczy, radzi dręczymy innych, to też Sylwja uznała za stosowne dręczyć koniecznie męża i postawiła na swojem. Prześladowała go, napastowała, doprowadzała do desperacji kaprysami, a nawet (o dziwo) zazdrością miłosną, co jej zresztą nie przeszkadzało śmiać się zeń w kułak. Czasem nie wiedział biedaczysko do którego świętego odprawiać nowennę.
Anetka musiała słuchać jego żałośliwych zwierzeń. Przychodził do niej na czwarte piętro, a ona słuchała cierpliwie, potem zaś obracała wszystko w żart, tak że się śmiał ze swych drobnych nieszczęść. Te coraz częstsze narady wytworzyły w nich pewną wspólnotę tajemnicy, tak że nieraz w obecności Sylwji zamieniali złośliwe, porozumiewawcze spojrzenia. Uczciwi będąc oboje, nie przedsiębrali żadnych ostrożności i obcowali z sobą poufale, co było zgoła niewinne, ale dość niebezpieczne. Nie przypuszczając, że coś ryzykuje, drażniła się często z Leopoldem, a jego to cieszyło, gdyż

126