Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/131

Ta strona została przepisana.

był oddawna pod wpływem tego promieniowania siły i radości, jakie wydzielała. Anetka odkrywała wonczas miłość Juljana, która ją wprowadziła w rozkoszne wzruszenie, a cały świat poza tem przysłaniała jej mgła. Gdy patrzyła na Juljana, a mówił do niej Leopold, słuchała Leopolda i odpowiadała mu, ale uśmiechała się do Juljana, a tamten nie miał o tem pojęcia.
Wiedział zresztą czego chciał, ale postępował jak człowiek uczciwy. Niestety, najuczciwszy mężczyzna pozostaje jednak mężczyzną i nie wolno mu igrać z ogniem...
Pewnej niedzieli w maju, poszli we czworo, to znaczy Sylwja, Anetka, Leopold i mały Marek na przechadzkę w kierunku Sceaux. Po godzinie drogi usiadła zmęczona trochę Sylwja u stoku wzgórza i powiedziała:
— Młodzi mogą sobie łazić po górach. Ja tu zaczekam!
Zatrzymała przy sobie Marka, a Anetka i Leopold poszli dalej. Anetka była wesoła, ożywiona i czuła się dobrze w towarzystwie szwagra, przy którym odpoczywała po napięciu moralnem, w jakie ją wprawiały konkury Juljana i intelektualne z nim rozmowy. Stroma ścieżka wiodła pomiędzy rozkwitłemi żywopłotami, zaś poprzez otwory w nich widać było winnice, przybrane śnieżnem i czerwonem kwieciem róż. Po niebie blado-szafirowem biegły fantastyczne chmurki, a ostry wiatr gryzł z lekka, niby młody, rozigrany pies. Anetka szła przodem, zbierając kwiatki i śpiewając, a za nią Leopold zapatrzony w bujny jej tors, widny pod napiętą materją, obnażoną szyję i ręce, krwią muszle uszu. Ścieżka skręciła w prawo, tworząc zaróżowione wąski kurytarz, skryty w zieleni. Nie obracając się, Anetka zawołała na towarzysza, a on nie odpowiadał.

127