Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/138

Ta strona została przepisana.

— Sprawia to panu przykrość może?
Zaprotestował, wymawiając się nieładem, i wprowadził ją. Było tu dużo mniej nieładu, niż u Anetki za pierwszej bytności Juljana, ale także znacznie mniej wesołości. Pokój służył jednocześnie za sypialnię. Było trochę książek, znany portret Pasteura, papiery po krzesłach, na stole fajka i studenckie łóżko. Zauważyła nad niem krzyżyk z palmą. Usiadłszy w twardym fotelu, starała się rozkrochmalić gospodarza wspomnieniami studenckich czasów i mówiła bez ogródek o tem, co oboje wiedzieli. Ale krępowała go jej obecność i swoboda wyrażeń, był roztargniony i zdawał się nadsłuchiwać czegoś w pokoju sąsiednim. Nie chcąc się poddać temu nastrojowi, stawiła mu czoło i dokazała, że zapomniał, „co o tem świat powie.“ Śmiali się ochoczo. Ale zmieszanie jego wróciło, gdy ją odprowadzał, mijając przymknięte drzwi pokoju matki. Pani Dumont udała, że ich nie widzi, przez dyskrecję, a może by nie żegnać intruzki. Kobiety zamieniły jedno tylko spojrzenie, a odrazu poczuły, iż są nieprzyjaciółkami. Staruszkę zraziła ta wizyta zuchwałej dziewczyny, jej swobodne zachowanie, donośny głos, śmiech i sposób życia. Zwęszyła niebezpieczeństwo. Anetka czuła przez cały czas tę niewidzialną obecność matki, to też pełna niechęci podniosła jeszcze głos pod jej drzwiami, zaśmiała się huczniej i pomyślała z zawiścią:
— Zabiorę ci go!
W tydzień potem przyszedł Juljan, wieczorem. Odbył z matką pierwszą dysputę na temat Anetki i chciał postawić na swojem. Byli sami, gdyż Leopold zabrał do cyrku Marka. Nieco już po jedenastej Juljan chciał odejść, ale Anetka zaprojektowała, że go odpro-

134